Marcin Lenartowicz | wiersze

Hamadriada

Obok sadzawki ze zmarzniętych listków,
jarzębinowy karmnik.
W środku dywan z chropowatości
– oblekli w nią dłonie, jak płaszczem,
jak rękawiczki podarte o drzazgi,
kiedy dotyk nie dociera do oka wpierwwiosny.
Zerkam zza winkla, przypadkiem
zza firan wyłaniają się loki jak korzeń
pradawne
i tylko twarz skrywam w cieniu. Za osty.

Opiera zmęczenie o korę, jak magnes
przywarł policzkiem do zadrapań.
Pachnie brzoskwinią, jaśminem i światłem
rześkim jakby dopiero co ostygł.
Gdzieś z boku wyrasta mu ścieżka,
dmuchawcem
co rozwlekł go wiatr i zaniechał.
Podążam nią dniem, w ciemność
– na pamięć znam wilgoć, co wsiąka mi w oddech.
Czasem powraca, wpatruje się na mnie
i mogłabym przysiąc – pamięta.

Że każda. Ale to każda naprawdę!
Z tych wszystkich niedziel, kiedy ja tańcem,
a jemu brakło bliskości.
Każda skrzętnie skrywana iskierka, pierwiastek
mogła oznaczać śmierć, pękane kości

gdybym nie wsiąkła.

Listopad, 2018.

Basi Derlak.

Nieobecność

Skąd to się rozchodzi?
Kręgi w zbożach, rtęć na koniuszkach palców –
konieczność przejścia na ty z każdą tkanką,
w której brak powietrza – skąd to się rozchodzi?

Jak relikwie zdobiące ołtarze – zapach traw,
w których schowałaś kosmyk włosów.
Przypominam sobie od czasu do czasu jakiś
najmniej istotny szczegół – drewniany kolor,
ceglany smak kogoś lub czegoś, co pozwalało
odetchnąć pełną gębą. Bo przecież teraz
to tylko synonim – symbioza uzależnień
wynikających z braku lepszych porównań
i pytań zadawanych półszeptem, pośrodku stołu:

Czy to już?
Czy teraz wszystko będzie miało zielony podtekst i drapało w stopy?

Skąd. To się rozchodzi.

17.08.2016

Nieważkość

Zamiast snów o studni – i głębiej –
od stu dni zasypiam bezpieczny.
Bo z wody, to teraz tylko para,
zgiełk jak na dworcach.
Autobusowych.
Wystarczy zająć miejsce, wyjrzeć przez okno,
a zaraz już jesteś.
Wystarczy położyć się na plecach
lub oprzeć o rękę,
a czuć ciężar, co nie wgniata w podłogę,
nie każe biec na oślep przez życie,
jakby gonił cię lęk o zawleczkę, co wypadła i toczy się obok.
Zamiast niej, tuż przed oczami,
widzisz marchewkę.

Z cyklu: Deszcz.
Dziewczynkom
Wujek Marcin.

Marcin Lenartowicz

Urodzony w roku kota. Astygmatyk. Póki co najbardziej dumny z bycia Wujkiem dla czterech takich.

advaitagrafia: Tee Kho ! ( r-r. ) musztatow