WAKACJE U BABCI
Wysoka wierzba
tańczyła z wdziękiem na wietrze.
Jej witek można było dotknąć
z huśtawki.
Wystarczyło mocno się rozbujać.
Dalej rósł orzech,
na którym zbudowaliśmy cały świat.
Jego owoce babcia suszyła
w tekturowej walizce na strychu. Podkradaliśmy.
Na środku podwórka wiśnia.
Ciemnokrwiste owoce
brudziły palce, język i duszę.
W rogu wkopana w ziemię piwniczka
na ziemniaki.
Za domem druga,
której chłód zawsze pachniał jabłkami
rozłożonymi pojedynczo na półkach.
Do bramy prowadził rząd akacji.
Wspinaliśmy się na nią
i z tej wieży strażniczej
oglądaliśmy przewijający się film.
Tego wszystkiego już nie ma.
Spełniła się groźba ciemnej studni
między akacjami a chlewem.
PŁYWANIE PODCZAS BURZY
Jechaliśmy na rozklekotanym motorze,
bez prawa jazdy,
przez pola nad kanał pod lasem.
Zbierało się na burzę.
Woda była lepka i groźna jak melasa.
Pierwsze błyskawice spuszczały strach ze smyczy.
Ciepłe, tłuste krople wciskały nas w głąb,
brzeg nagle robił się bardziej stromy.
Na boso,
na rozklekotanym motorze
przez pola
płynęliśmy z powrotem.
ZBIORY
Miąższ truskawek
nagrzanych słońcem
był jak krew.
Zlizywałam łapczywie.
Zaraz przyjdą wiśnie.
KAWIARNIA PRZY ST JAMES WRENA W PORZE LUNCHU
Siedzę cicho,
zaczajam się.
Gołąb nagle skręca,
zatacza koło,
drepcze pod inny stolik.
Zostaję sama
ze swoimi okruchami.
RAKARZ
Na szczęście
kieszenie mam
zawsze pełne
rachunków ze sklepów,
starych biletów.
Inaczej tyle słów
by się ode mnie uniezależniło