Tarcze
Wchodzę tam w słoneczne południe,
by znów wymienić baterię. Jego ręce
są kruche, lecz sprawne, ściany obwieszone
tykającymi sercami, nabrzmiałym
przesytem czasu. Za szybami srebrne
chrabąszcze, a w małym zacinającym się
telewizorku żołnierze w sandałach
rzucają przed oblicze władcy
skutego łańcuchami nieszczęśnika.
Eksperyment
To tu przyjechaliśmy z daleka kochać się,
pić wino i chichotać z odmiennych od naszych
zachowań tubylców (te do późna otwarte kantory,
zbiorowe zdjęcia uczniów w witrynach sklepów,
obcokrajowcy sprzedający słodycze i piwo).
Gdy nie mogę zasnąć, bo księżyc rzyga całą noc,
dotykam twoich pleców, mikroskopijne włoski,
zamsz egzotycznego owocu. Ja płynące w łupinie ja.
Rano ubieramy się, sprawdzamy miejsca na biletach,
ostatni raz stajemy przed lustrem, by sobie przypomnieć
siebie i już nigdy nie pragnąć. Miłość nazwać słabością.
Przyjechać z bliska. Wyjechać z daleka.
Wszystkie wiersze winny być o miłości
Szkliła mu się twarz. Piorąc skarpetki,
wkładał do nich mydło, przetarł o beton
żyłki w rakietce. To przez niego wylądowaliśmy
u kierowniczki, która nam powtarzała, by go nie bić,
bo znów dostanie wylewu. Marcin doszeptał:
zupy do zlewu i to naprawdę było śmieszne. Był
bogaty i mógł mieć wszystko, ale nie potrafił prosić,
chcieć. Gdy się obrażał, siadał na końcu
telewizorni i naburmuszony wcinał pasztet z płuc.
A myśmy gapili się na erupcję wulkanu,
którego nazwy nikt z nas nie potrafił wymówić.
Psychometria
E.
Śniły mi się rydze, które zbierałem
cały dzień. Czytam cię, leżę chory
i powoli kończy mi się jedzenie. A to dopiero
początek – spadnie cienki śnieg i przyjdą
rozpaczliwe święta. Wysyłasz mi zdjęcie;
pół twarzy w zimnie na tle góry, lodowate
białko. Dobrze przynajmniej, że są oczy.
Piszę cię. Przestudiowałem treść ulotki
już po zażyciu leku. Wczoraj złapały się
dwie, duże jak szczury, grube myszy.
Żywołapka – pytasz. Raczej
śmiercio-.
P.odium
Nie można zbyt wiele wymagać od bohaterów.
Teraz mijają nas ci, którzy próbowali wymyślić
nam życie, uciszyć ciszę. Jezioro powstałe na rzece.
Nie można tyle wymagać – nawet spokojny Jezus
ma dwa końce, piszczele jak z kości słoniowej,
na makatce opiera głowę na splecionych rękach.
Siedzimy jak on, patrząc na swoje buty. Wynieśliśmy
meble, ze ścian wyszarpaliśmy przewody.
Czekamy na spych.
Łukasz Jarosz
Ur. w 1978 roku, poeta, muzyk. Perkusista, wokalista i autor tekstów grup: Chaotic Splutter, Lesers Bend, Mgłowce, Zziajani Porywacze Makowców. Autor dwunastu tomów poetyckich: ,,Soma” (2006), ,,Biały tydzień” (2007), ,,Mimikra” (2010), ,,Spoza” (2011), ,,Wolny ogień” (2011), ,,Pełna krew” (2012), „Świat fizyczny” (2014), „La forza delle cose” (Genova 2015, wydanie trójjęzyczne – polski, włoski, angielski), „Wiersze wybrane” (Druskienniki 2015, wydanie trójjęzyczne – polski, litewski, angielski), „Kardonia i Faber (2015), „Święto żywych” (2016), „Stopień pokrewieństwa” (2017), „Wiersze wybrane” (Bratysława 2018, wydanie trójjęzyczne – polski, słowacki, angielski), oraz zbioru „aforyzmów” – „Czynności i stany” (2019).
Laureat wielu konkursów poetyckich, m.in.: im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, im. Rafała Wojaczka, im. Rainera Marii Rilkego. Jego debiutancka książka poetycka ,,Soma” została wyróżniona I nagrodą w ,,Konkursie Młodych Twórców im. Witolda Gombrowicza” Fundacji Kultury oraz otrzymała nagrodę ,,Złoty Środek Poezji” na najlepszy poetycki debiut książkowy (2007). ,,Pełna krew” została uhonorowana Nagrodą Literacką im. Wisławy Szymborskiej (2013), „Świat fizyczny” oraz „Kardonia i Faber” nominowane były do Nagrody Literackiej Nike.
Jego wiersze tłumaczone były na język chorwacki, litewski, słowacki, włoski, angielski, bułgarski, rosyjski, hiszpański, szwedzki, rumuński i niemiecki. Publikował m.in. w amerykańskim „Harper`s Magazine”, niemieckim „Akzente”, angielskim „Modern Poetry in Translation”, rosyjskim „Inostrannaja Literatura”, „Nowaja Polsza”, litewskim „Metai” oraz w ,,Tygodniku Powszechnym”, ,,Gazecie Wyborczej”, ,,Twórczości”. Mieszka w Żuradzie pod Olkuszem.