Łukasz Jarosz | wiersze

Urodziny

Dziś chciałem cokolwiek napisać, zadedykować
sobie tą nitkę słów, życie. Leżałem tylko, patrzyłem
w książki, po które nie sięgałem, spałem. Zadzwonił
kumpel – jakiś czas chodziłem z laptopem po domu,
pokazując mu, jak mieszkam. Wystawiłem komputer
za okno, by zobaczył świerki, plac zabaw, nieruchomą
huśtawkę. Potem obejrzałem fragment wykładu –
istnieć znaczy mieć sens – zatem czy istnieję? Czy ta
kuchnia, ręce, wytrzepany chodniczek to życie?

Przeczytałem fragment „Ziemskich dziejów kościoła”
(są jakieś nieziemskie?) i zjadłem – jak zwykle posoliłem,
zanim spróbowałem. Ktoś jeszcze bliski napisał z daleka:
To chyba dziś? Wszystkiego najlepszego.
Chyba tak – odpisałem.

Dzień dobiega końca. Wiatr szarpie gałęzią jak matka
trupa syna. Leżę znów zajęty marnotrawieniem
czasu. Nieruchomym, twardym jak niebo.
Istnieję w sobie. Sobą, czyli tym, co żywe.
Oraz tym co przeszłe i przyszłe, czyli martwe.

Dech

                            K.

Otwieram drzwiczki pieca i patrzę,
jak zachowuje się ogień. Dym dotyka
mnie rękami białymi jak obłok.
Im więcej powietrza, tym mniej światła.

Istnieję naprawdę – mam ręce i płuca.
A mogłoby być tak wspaniale, mógłbym
być nierzeczywisty, szczęśliwie spełniałyby
się pragnienia. I nie musiałbym pisać.
Wyobrażać sobie tyle rzeczy i nosić je w sobie
tak długo, aż stałyby się wspomnieniem.

Sen

To jeszcze trochę zajmie, zanim swoją
porażkę zacznę odczytywać jako sukces.
Przekuwać ją w życie. Może zresztą to nigdy
nie nastąpi. A może przegrana nią zostanie.

Póki co przecieram blat, nie mam żadnej
dobrej metafory, by włożyć ją do tego wiersza,
idę do sypialni, mlaszczą moje kapcie.

Biorę siebie za ręce i prowadzę, obejmuję
i przesypuję przez popiół mnie. Zdrapuję
zza ucha płatek mydła i kładę siebie.

Przymykam oczy i w ostatniej chwili
orientuję się, że leżę w skarpetkach
mojej byłej żony, które założyłem ciemnym
świtem, bo początek kwietnia taki zimny.

Jawa

Kiedyś miałem tyle zdań, które służyłyby
za opis. Goła dusza rozebrana z ciała
nie znaczy nic. Teraz o tym nie myślę;

córka przy sprzątaniu podaje mi lusterko,
jest moją lekcją. Jak co dzień mówię do niej:
kocham cię. Wiem. Odpowiada. Skąd?

Bo mi mówiłeś. Kiedy? Od dawna. Wieczorem
stwierdza: życie nie może być snem.
Bo snów nie mamy codziennie.

Łukasz Jarosz

Ur. w 1978 roku, poeta, muzyk. Perkusista, wokalista i autor tekstów grup: Chaotic Splutter, Lesers Bend, Mgłowce, Zziajani Porywacze Makowców. Autor dwunastu tomów poetyckich (ostatnio Stopień pokrewieństwa) oraz zbioru „aforyzmów” – Czynności i stany. Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, dwukrotnie nominowany do Nagrody Nike. Mieszka pod Olkuszem.

 

advaitagrafia: Ne_Dva (Ajk Piercc + Tee Kho !)