Marcin Sas | wiersze

ryby modlitwy idiota

pocieszyłam ojca że jest okres
chociaż boli mnie podbrzusze
pocieszyłam

są różne sposoby
szarpania za włosy
są różnego rodzaju ploty
są różnego rodzaju róże
różyczki bogi i bugi
nawet czytałam
że istnieją buki

pocieszyłam swojego narzeczonego
że nie śmierdzi
chociaż prysznic za kilka metrów
lepiej szybko lepiej by bez niego

są różne strony mycia się
osobne zdanie musi mieć choćby
przecinek
potwierdzenie

na wszystkie sposoby zawiodłem
on mi jakoś mówi
wolę nie słyszeć
woli nie widzieć
wola jak przeterminowany
chleb krótki
rejestr
plotka płotka

Wizytacja

dobijałem się do bramy, próbowałem skakać
to był most – krzyczałem twoje zatkane poduszkami imię,
taksówkarz już wiedział że lepiej lekceważyć i jechać
ja nie wiedziałem byłem mokry i przewrócony,

gdyby ten guz był poważny ja też bym był pełen powagi
stoją i mają swoją rację: lekarzy architekci chrześcijanie
miłosierdzie stoi i nawet kowboje na rowerach finansistów,
może ktoś jeszcze? już mi się nie chce dobijać młotkiem

złamie się samo, mam piękne dłonie to nie kwestia na wiersze
tylko brudu, którego nie wiem jak bronić
bo nie obronię czkawki – znów jest
jestem taki oczywisty, że nawet nie wiem gdzie mam portfel

wybił ktoś szyby, to było proste ja

gdybym miał wybór, gdyby
wybita szyba nic nie znaczyła
wiatr do powiedzenia zamiast ręki

szklarz wie swoje za cenę
gdyby był wybór szkło
skóra nie miałyby wyjścia
zabrakło krwi

nikt mi nie zapłaci
nie potrzebuję litości
liści bobkowych na stop
krwi poza nią żadnych precyzji
skaleczenie

ślady są dziś wyraźne
mają czerwony kolor
jak ciało wewnątrz
narządy

bo mam ślady które są moje
gdyby je ktoś sprecyzował

imperatyw jak ciało ma konflikt
myśli mają
konflikt z ciałem
zamykam się chociaż raz
na pół oka

Lniana sukienka dla Agnieszki

Kupiłem ci sukienkę, osoba przypadkowa powiedziała
że to duża, chociaż rozmiar się zgadzał, uznałem
przewiewność ci się spodoba, wiatr, granat i len
nad powietrzem nad dymem z papierosa, owoc

Pomyślałem że jest jak leżąca na polu
jak idąca dzięki tobie po ziemi
jest ta sukienka, przyznaję
myliłem się, nie czuję gniewu i rozczarowania,

nic nie czuję teraz inna osoba to robi,
nosi ją a miłość nie polega na chęci
bo na niczym nie polega,
leży teraz ta lniana granatowa sukienka
na ciele do którego pasuje.

Marcin Sas

Ur. w Warszawie w 1983 r. Ostatnio wydał książkę z wierszami pt. “Bajka na godziny” w Stowarzyszeniu Literackim im. K. K. Baczyńskiego. Publikował w pismach
literackich. Aktualnie mieszka w Warszawie.

Ilustracja: Magdalena Rechłowicz