Rafał Kasprzyk | recenzja
Księżycowy zapis drgań świata
Tomasz Rejzdrowicz „ Półtony”
Przyznam się szczerze, że kiedy otrzymałem książkę poetycką Tomasza Rejzdrowicza pod tytułem Półtony, miałem z nią spory problem. Zanim zabrałem się do lektury zacząłem zastanawiać się co wspólnego mają muzyczne półtony, czyli najkrótsze odległości między dwoma dźwiękami, z fazami księżyca i z wszechobecnymi w całej książce guzikami. Bardzo długo nie dawało mi to spokoju. Próbowałem ułożyć, zestawić to w jakąś logiczną skojarzeniową ciągłość. Próbowałem wyłuskać tą nieoczywistą, wykluczającą się na pierwszy rzut oka, koneksję przedmiotów, dźwięku i ciała niebieskiego. Szukałem jakiegoś wspólnego mianownika, jakiejś wskazówki, słowa, czy fraz, które poprowadziłyby mnie po torach rozumowania Rejzdrowicza. Bezskutecznie. Zawiesiłem więc czytanie, by po kilku dniach ponownie wrócić do wierszy.
Tym razem jednak baczniej przyjrzałem się okładce, temu wizualnemu zapisowi ogromu pracy, jaką musiał wykonać autor Półtonów. I to tutaj właśnie znalazłem wyłom, przez który udało mi się wejść w ten specyficzny świat lunarnej poezji. Przesmyk ten jednak nie jest widoczny od razu, bo znajduje się na wewnętrznym przednim skrzydełku okładki. Ukrywa się przed naszymi oczyma, niczym ciemna strona srebrnego satelity. Widnieje na nim rysunek faz księżyca. Ale nie to jest najistotniejsze. Najważniejsze w tym rysunku są strzałki poprowadzone od nowiu do pełni i od pełni do nowiu oraz znajdujące się tam rejzdrowiczowskie skojarzenia. Oto na dole koła mamy nów, a więc czarny księżyc, jakąś tajemnice, którą wyczuwamy (Złodziej pewnie wygrywa jakieś melodie/ tak pewnie robi/ tylko przez te jego odległości…/ gubi się sens…), z którą się zmagamy (Za daleko do następnego tonu/ i nie sposób melodii zanucić (…) A gra pauzami natrętnymi/ męczy krzykiem zielonych świerszczy/ bezbarwnymi w jego cieniu). Powoli księżyc się odkrywa i coraz mocniej zbliża się do pełni. Do swojej jasności. Według Rejzdrowicza, całkiem słusznie, światłem, które prowadzi do coraz wyraźniejszego widzenia tajemnicy, jest miłość. Ale tak, jak księżyc ma swoje dwie strony, tak samo i życie niesie w sobie obecną i wyczuwaną przez nas, choć niewidoczną, swoją własną ciemność – śmierć.
Symbolika kwadr księżyca, jako symbol ludzkiego życia.
Od wielu tysięcy lat, a w zasadzie od początków człowieka na ziemi, kult księżyca przewijał się przez niemal wszystkie kultury na całym globie. Oddawano mu hołd, dopatrując się w nim pewnej formy sacrum. Codzienne obserwacje na przestrzeni wieków doprowadziły człowieka do przeświadczenia, że ma on bezpośredni wpływ na ludzkie losy. Wystarczy choćby zainteresować się związkiem naszego naturalnego satelity z oceanicznymi przypływami i odpływami, by dojść do wniosku, że kryje on w sobie ogromną moc, że w jakiś nieokreślony tajemniczy sposób panuje nad potęgą wód. Zdaje się, że Rejzdrowicz ma świadomość tej potęgi. Bo człowiek przecież do 70 procent składa się właśnie z wody. Skoro więc księżyc ma taki wpływ na nieogarnione otchłanie oceanów, to co dopiero mówić o maleńkim człowieku. I tu, wydaje mi się, tkwi sedno sprawy.
Wiersze Rejzdrowicza są właśnie takim zapisem przypływów i odpływów wód w człowieku. Są zmaganiem się jednostki bardzo mocno otwartej na przyrodę i jej tajemnice. Są wreszcie nierówną walką z próbami zrozumienia rzeczywistości. Jednak coś, co rzuciło mi się w oczy podczas przebywania z półtonami sam na sam, to niesamowita delikatność fraz, jak choćby „Buty przemokły od rosy/ Świerszcze mówią, że będzie pogoda/ Tylko świerszcze czasami się mylą/ Czasami myli się nawet rosa”, czy „Jest tam też jeden z wielu/ stalowych synów Jahwe/ zdjęty z krzyża/ tonie w korze lipy/ jakby mu się poplątały wyznania/ lub ubierał płaszcz/ bo rdza go zawstydziła”. Ta subtelność, ten piękny filtr delikatności, przez który Rejzdrowicz przepuszcza świat, wyzwala w czytelniku poczucie głębokiej intymności, w kontekście której, niejako mimochodem, przyszło mi do głowy pytanie zasygnalizowane na początku, o wszechobecne w książce guziki. Czyż nie jest to piękny symbol odkrywania mikroświata przez dwoje zakochanych w sobie ludzi? W dużej mierze tomik jednak o miłości jest, ale też o strachu. Trochę o poszukiwaniu własnej tożsamości (monodialogi obecne w książce). Choć gdyby szerzej na to spojrzeć, to można też dopatrywać się w tych guzikach, czegoś aseksualnego, co nazwałbym rozpinaniem guzików bluzki świata w poszukiwaniu pierwotnej nagości. Nagości nieskażonej żadnym erotyzmem, a więc takiej, która zaprowadzi poszukiwacza w totalnie duchowy, metafizyczny świat. Rejzdrowiczowi czasem, mam wrażenie, udaje się zobaczyć tę nagość, a przynajmniej poczuć ją i wtedy „Tomek już od dawna nic nie mówi/ Od jakiegoś czasu nie wiem, gdzie jest (Monodialog 8). A może przebywa już po części w tej wyższej rzeczywistości, choć jeszcze stąpa po ziemi? Kto wie?
Rafał Kasprzyk
Rocznik 80. Poeta, społecznik, współgospodarz cyklicznych spotkań literackich „u Łuczeńczyka” w Gminnej Bibliotece Publicznej w Ludwinie. Trochę korektor, trochę recenzent. Jego recenzje można przeczytać m.in. w Kwartalniku „Afront”, stronach internetowych: Wydawnictwa „j”, Państwowego Instytutu Wydawniczego, Wydawnictwa WBPiCAK w Poznaniu, kwartalnika Kontent, oraz na osobistym blogu poety.
W 2018 roku zadebiutował tomikiem wierszy pod tytułem „INTERAKCJE (czyli życie oparte na węglu)”. Swoje wiersze publikował na łamach „Dziennika Polskiego”, a także w „Odrze”, „Frazie”, „Afroncie”, „Przekroju”, „Helikopterze”, „Tlenie Literackim”, „Arkuszach Literackich”, „Akancie”, kwartalniku mniejszości polskiej na Ukrainie „Krynica”, jak również w kilku antologiach. Jest laureatem wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich. Obecnie pracuje nad kolejną książką.